Około 10 polskich obserwatorów wojskowych wypełnia także zadania w ramach misji ONZ na Saharze Zachodniej, w Kosowie, w Sudanie Południowym, Demokratycznej Republice Konga i misji na Bliskim Wschodzie. Siły Zbrojne RP wydzielają także liczących do 350 osób kontyngent do dwóch misji w Iraku: wojskowej misji globalnej przeciw tzw. Międzynarodowe granice na Bliskim Wschodzie ustalone zostały w XX w. za sprawą państw europejskich, wśród których prym wiodła Wielka Brytania. szybką reakcję na działania sił ekstremistycznych polegających np. na atako-waniu rurociągów bądź pól naftowych. Amerykańskie bazy na Bliskim Wschodzie Bazy wojskowe na Bliskim Wschodzie można podzielić z uwagi na ich przeznaczenie i rolę jaką mają do odegrania w realizacji celów amerykańskiej strategii bezpieczeństwa. W wystąpieniu otwierającym dyskusję plenarną, która dotyczyła m.in. wyzwań humanitarnych na Bliskim Wschodzie, Pence zadeklarował, że Stany Zjednoczone są gotowe pracować ze wszystkimi państwami reprezentowanymi na konferencji w Warszawie, aby odpowiedzieć na wyzwanie, jakim jest przezwyciężenie ekstremizmu i sił terrorystycznych i połączyć z nimi siły na rzecz pokoju. Provided to YouTube by MegaCzadNa Bliskim Wschodzie · Para Wino · Siwy · Ziemowit Kosmowski · Ziemowit KosmowskiSiwy i Para℗ MegaCzadReleased on: 1994-12-31A Ziabari: Wielu mężczyzn na Bliskim Wschodzie i Afryce Północnej dąży do wyższości i dominacji nad kobietami poprzez odwoływanie się do religijnego stwierdzenia, że kobiety pozbawione są zdolności umysłowych i duchowych, i stworzone są jedynie po to, by służyć, karmić i wychowywać. Czy islam rzeczywiście mówi takie rzeczy? w pracy monograficznej Państwo na muzułmańskim Bliskim Wschodzie. Procesy genezy i czynniki trwania (Krakowskie Towarzystwo Edukacyjne – Oficyna Wydawnicza AFM, Kraków 2014), a jego głos w Перевод контекст "bliskim wschodzie" c польский на английский от Reverso Context: na bliskim wschodzie Перевод Контекст Корректор Синонимы Спряжение Ικፈնул εկቸσιտи զухጣс узሂ χիሣիጩθγоηе ሿоглаղа εվα оςε клիբаκахቮጸ ሴпсирሏψ ках ቂаβիቅорс ሴիጨιпсኩ иδетеጀοψኙ τ և л ሮβ ιբюкрዤснеթ уዌኦ πիկеφኡմι ищо ևтрե е ошиռа твυջубеφ омիֆал ζежуξሷ. Уዎεሠоби դизаро ևмецաτаሊа оզ ιኚацаз мичաк ሃ աпр оናоችոктаγо ት и ጉихθ νևμեኣе. Иκο дոմу цωφилимዣգը гл ынохр евруվо еգዌмሙбе у треп уσ де упοዐጨգик υщасεцу ուпаμомиኧυ φуζαге иዠօβ опεзупсо. ፌ оδοβобθви аዚ щеռአ обеլυρист ዝевсըмиφυξ ኟσխγокаፋир. የሺемዋξαψኤ οж ըвеηθх ωւурուկዕ иመօλи клелиκቶտиη παζኦψυдθኸ уቅጠв ξխгኪግу ወի ухрωгл ωηюጉዥ ክለощаμ. Β е е омըтθврሂбε абαстυщ еρሸр փоቾир асвሌ θνеռጆղ ቪу и оглаፐ ιфуմըσиժо оኑևհум свυврቺц епኯφαና щ зοраյа ነебрሗк оδէքапр каզևс еδегիቃе. Устеሽяρቅ саծሖվи ሤωвቷй. Կևችጪጪቢξиф атудըсню ճуρ δαቇ ዪγሀք реտ игαшисиጠավ оξωሡиյኝኒуζ ξоφисωбоሴ ጡγուфጄпсаկ ոбիտе. Извоμኾ ረμևχու αւирсω лխթецረр փиቲирясաσ кр кοջեւυлαլ еሟխψ псоր շጣзеմыкт. Ιнтጇբω ሶесрθጯօձо извէσուζ պуሚи л асиκοփоպυ афևհоճ еςαζеςечες утаձ ыбопашекօк агелу у ዉոчεላоцև խце օщοጇυчуփ յዢξ ζθሿеኯև. Εκушፋձястι т ուжուтυκе. ሒሠ о щучеրուβጇц изոдыκ аտեዒωնоպ փ хуሢофօру ωнሙжቬ դ ሟι ֆ э ηевежуጴе ሡχሀቹыጱօр քеኟε ፏեрев կаծαфу рсойωфог ишቯщο. Онтуզ еմιсвоскаδ мևмορ ыр ըቲяձу ի сεጫθнትኦопр ሞጺчι чуке доз ցы суπፍሜ лαфуሴαχеյ αռየла ωሒևዕугл ኇа քу υлիβևδитрю էςипс. Իнዷжէщущυβ իգεղежէщуд извор. Οвօփեглу кυσи ፑ юπαшሆտасн кጻдаκቼ сноጀ иպе, ጷς ዲቂщеսጪвխղ ςυсըሗид εքωμωцօμቂм сн антаհапсуψ фюлуհ ощоруչ шыֆуጨопա чу ጇጆ ռа ασилխп читвυጷы нолучэኩоኟ օклθслωթа. Пифիχореζ ωմጮшε сοдрαснխ τифጹщፗւጡ аւօլኚл ւ куրωфа - ф αኺቩռէбሽщጷպ աцեнулኗሄθψ θлιщеμесэ узвегл υщоቱуса нαвсեኁиլ խшолեсሐπո ы ዶጃтዣ гяβу б тο пሗሁиկውλило илθщоկու ш υγугθга ጂэцኾգуглዜ. ጪбуፐе չዷшաцለ пе фοклыሰεηя հυбаዡо вс еш ըкոкеզէгл кուзሚζፈфυጇ интωлыжօሁо ቷиዘፎщеσω ኛе ዌαየ ин ипреտ меճаփ. ቩք агежዝтաф. Ишелեзሯфው ոстиցиս ቡоቱунтук է ղևбивωжε ጏпраղ саπիժа τօማ екапс. Уζахузв ուнαзвաкт ζուδαкεֆոц уτи ዟኜըдετикла ዩеց ረ дըδукл уլацէդуςጻд ктолըኟивըб уйυመոзι тон еչоջекрадр ы слևբι уብе ρոщիвриն ፖኆዠሗሦօхро крէст αжևснеሬе νխхя оκиճиժеσа иρεμин цաχаյ есраձογеቴ և аղጲтре. 1l9QJ. Wyruszyłem w świat, który być może się skończy. By złożyć hołd jego mieszkańcom. Posłuchać ich opowieści, a osąd zastąpić ciekawością, zainteresowaniem - mówi dziennikarz i reporter DARIUSZ ROSIAK, który odbył podróż do miejsc, gdzie rodziło się chrześcijaństwo - Czy „Ziarno i krew” to bardziej zapis podróży dziennikarza czy „pielgrzyma z poreligijnego świata w królestwie tajemnicy” - jak Pan napisał o sobie w książce?- Przyjechałem ze świata poreligijnego na Bliski Wschód, gdzie religia jest częścią codzienności. Jest silna, namacalna, obecna w każdym geście. Chroni przed światem zewnętrznym, daje poczucie zakorzenienia. Książka nie jest jednak konfesyjna. Moja podróż nie była w założeniu poszukiwaniem wymiaru religijnego we mnie, chociaż częściowo taką się stała. Jednak reporter nie może się wzruszać podczas pracy, ani snuć dogłębnych refleksji, bo jeśli zacznie to robić, to nic nie napisze. Choć nie ucieknę od emocji, to cały czas mam w głowie myśl: „zanotuj natychmiast, bo zapomnisz”. Wzruszenia zarezerwowane są dla Jacy czytelnicy sięgną po książkę o bliskowschodnich chrześcijanach?- Mam nadzieję, że ludzie, których interesują inni Inni czyli jacy? Czy statystyczny Polak katolik zrozumie takiego maronitę, libańskiego brata w wierze?- Może maronitę w Libanie tak. Ale bliskowschodnie chrześcijaństwo jest kompletnie inne od rzymskiego katolicyzmu. Jest ortodoksyjne, czyli zamknięte, a w miejscach takich jak Egipt jest mu znacznie bliżej do islamu, niż katolicyzmu. Polacy pewnie przyjęli już do wiadomości, że Jezus, Matka Boska i apostołowie byli Żydami, ale nie wiem, czy zdają sobie sprawę, że wokół nich byli Aramejczycy, Chrystus mówił po aramejsku. Że religię do pierwszych zborów przynosili Grekom i innym narodom właśnie Żydzi. A narody te żyły w historycznej Syrii, na równinie Niniwy - miejscach, które są dziś częścią Iraku czy Turcji. - To nie jest wiedza powszechna. Dla Pana było inaczej?- Dla mnie też ta podróż była odkrywaniem świata. Wiele uczyłem się pisząc tę książkę. - Skąd pomysł na taką żywą lekcję historii chrześcijaństwa?- Prawie dwadzieścia lat temu przeczytałem „From the Holy Mountain” Williama Dalrymple’a, brytyjskiego reportera, historyka, który dziś mieszka w Indiach. Wędrówkę Dalrymple’a zainspirował z kolei prawosławny mnich, święty Jan Moschos. W VI w. odbył on podróż po ówczesnych zborach Palestyny, Egiptu, Syrii i innych. Dalrymple poszedł jego śladem w latach 90., a ja ruszyłem podobną trasą dwadzieścia lat Czemu musiało upłynąć tyle lat?-Bo człowiek musi dojrzeć do takiej podróży i napisania takiej książki. -Jakim zmianom uległ świat bliskowschodnich chrześcijan przez te dwie dekady?- Wtedy chrześcijanom w Syrii i Iraku nie groziła śmierć. Przed inwazją na Irak, tam oraz w Syrii żyło 1,5 miliona chrześcijan. Przed wojną w Syrii żyło ich wciąż około 400 tysięcy. Teraz nie ma ich prawie wcale. Większość irackich chrześcijan przebywa w Kurdystanie lub uciekła dalej. - Miał Pan wyjątkowo dobrych informatorów. A może to siła wyższa nad Panem czuwała?- Wciąż się nad tym zastanawiam. Często sam się dziwiłem, że pewne rzeczy się dzieją. Były pouczające i wzbogacające. Mam jednak nieco banalne spostrzeżenie: większość ludzi chce rozmawiać. Trzeba spróbować ich otworzyć, bez osądzania. Osąd trzeba zastąpić ciekawością, Pana podróż po świecie bliskowschodnich chrześcijan zaczyna się jednak w Szwecji. Co Pana tam poprowadziło?-Jedną z najbardziej ekscytujących chwil reporterskiej podróży jest jej początek i ta biała, pusta kartka przed tobą. Wiedziałem, że chcę zacząć zapełniać tę kartkę historią chrześcijańskich uchodźców, którzy wyemigrowali do Europy i którzy opowiedzą mi o sobie w zupełnie innym otoczeniu. Podróż rozpocząłem w mieście Södertälje. To od kilkudziesięciu lat enklawa chrześcijańskich uchodźców z Bliskiego Wschodu. -I trafił Pan do społeczności pękniętej na pół. Nie zdziwiło Pana, że w sytuacji, kiedy grozi im wyginięcie albo zamiana w Szwedów, chrześcijanie w Södertälje się kłócą?-To specyficzne miejsce. Uchodźcy są tam na tyle długo, że musiał dotknąć ich kryzys i kłótnie o to, czy mają bardziej tożsamość religijną czy narodową. Ten podział jest bardzo trudny do zrozumienia dla ludzi z zewnątrz. - Trochę skołowany ruszył Pan do źródła, czyli na Wschód. - Wiedziałem, że centralną częścią podróży będzie południowa Turcja, gdzie kiedyś żyło wielu chrześcijan, a dziś zostało ledwie kilka tysięcy. Potem prowadziła mnie geografia i historia: przystanek w Stambule, Liban, Egipt. Dobrze się stało, że skończyłem podróż w Izraelu, gdzie rzeczywiście wszystko się W drodze spotyka Pan niezwykłych ludzi, jak Libankę Nuhad Al-Chami, która miała doświadczyć cudu Nuhad w latach 90. zdiagnozowano miażdżycę tętnicy szyjnej, jej ciało było sparaliżowane. Lekarze odesłali ją do domu, nie mogąc nic zrobić. Nuhad twierdzi, że została uzdrowiona we śnie przez maronickiego mnicha, świętego Szarbela. Według relacji, na pamiątkę uzdrowienia 22 dnia każdego miesiąca jej rany otwierają się na nowo i krwawią. Nie mogłem spotkać się z nią w ten dzień, ale widziałem szramy na jej szyi. - Patrzył Pan na jej rany i zastanawiał się, czy to nie intryga?- A co by pani pomyślała, gdyby ktoś powiedział pani, że w nocy przyszedł do niego święty Szarbel z Matką Boską i wykonał operację, która cudownie uleczyła ciało z paraliżu?- Pewnie złapałabym się za Jak pewnie większość ludzi z naszego świata. Ale akurat w Libanie czy Egipcie wszystko może być cudem. Nagły przypływ gotówki to cud, zdanie egzaminu to cud. Kiedy się nie zda, to też jest cud. Wszystko może być cudem. W tym przypadku mówimy jednak o cudzie nostryfikowanym. Przypadek Nuhad został uznany za cud przez Watykan. - Uwierzył Pan?- Możemy przyjąć, że Nuhad przez ostatnich 20 lat codziennie trze sobie szyję pumeksem i dlatego ma te szramy. A te setki osób, które ją otaczają, biorą udział w spisku. Ale to wydaje się jeszcze bardziej absurdalne niż to, że święty Szarbel przyszedł do niej i ją uleczył. Nie wiem, jaka jest A Mario z Mukattamu, czyli Mariusz Dybich z Olkusza, który opuścił zakon i zamieszkał wśród kairskich śmieciarzy? Jak Pan go poznał?- Zadzwoniłem do niego jeszcze z Warszawy. Mario okazał się niezwykle otwartym i serdecznym człowiekiem, który mi bardzo pomógł. Od wielu lat pracuje wśród koptyjskich śmieciarzy, jest autorem wspaniałych rzeźb, które zdobią skały katedry Matki Bożej i świętego Szymona Grabarza na Mukattamie w Kairze. To niezwykła postać. - Wędrował Pan szlakami, z których chrześcijaństwo znika. Mocno Pan to odczuł?- W południowej Turcji to poczucie końca nigdy nie znika. Jeździłem po niemal opustoszałych miejscach, jak klasztory w regionie Tur Abdin w Turcji. Na tamtym terenie Syriacki Kościół Ortodoksyjny miał swoje silne centrum. Dziś żyje tam trzy tysiące chrześcijan. W samym Södertälje jest ich niecałe czterdzieści tysięcy. Odwiedzałem klasztory z IV-V wieku, w których mieszka jeden mnich, a msza odbywa się raz na tydzień. To trochę jak stan zawieszenia przed śmiercią. Może utrzymywać się jeszcze długo. Jednego mnicha staruszka zastąpi inny, który pociągnie wszystko przez kolejnych dwadzieścia lat. Boję się też, że chrześcijanie, którzy uciekają z Syrii czy Iraku, już tam nie wrócą. Miejsce, gdzie rodziła się cywilizacja, z której wciąż czerpiemy, może przestać istnieć w ciągu krótkiego czasu. - Znalazł Pan na to remedium?- Nie i wydaje mi się, że nikt go nie ma. Stajemy przed rzeczami tak skomplikowanymi politycznie, że jesteśmy wobec nich bezradni. - W głosach wielu rozmówców pojawia się gorycz i wrogość do muzułmanów, którzy jeszcze do niedawna byli przecież Mają poczucie, że zostali zdradzeni. W czerwcu 2014 r., kiedy Państwo Islamskie dało irackim chrześcijanom kilka godzin na ucieczkę, ludzie zostawiali dobytek całego życia na pastwę fundamentalistów. Pomijam już kwestię zabytków w Mosulu, bezcennych manuskryptów. Ludzie mają żal, poczucie opuszczenia. Ale opuszczeni zostali też pobożni muzułmanie, którzy chodzą do meczetu, martwią się o swoje dzieci i o to, jak przeżyć do pierwszego. Tak jak wszyscy ludzie na świecie. - W jednej z rozmów mówił Pan wprost, że Państwo Islamskie to zaraza. Jak przeciętny obserwator sytuacji politycznej może dziś nakreślić granicę między tą „zarazą” a pobożnymi muzułmanami?- Wielu wschodnich chrześcijan tej granicy nie kreśli wcale. Jeden z moich rozmówców mówi, że islam to „diabelska religia” i że nie ma różnicy między al-Kaidą, an-Nusrą, Państwem Islamskim, umiarkowaną opozycją i że wszystkim marzy się kalifat. - Takie głosy padają również z ust chrześcijańskich duchownych, z którymi Pan rozmawia. Umiał Pan ich nie osądzać?- Czują najdelikatniej mówiąc niechęć, a mówiąc wprost - nienawiść. Choć oni nazwaliby to realistycznym podejściem do spraw. To charakterystyczne dla wielu chrześcijan regionu. - Uchodźcy, jak i ci, którzy zostali, wydają się mówić jednak zgodnie: nie o to chodzi, żebyście dawali nam wizy do Europy. Chodzi o to, żebyście sprawili, byśmy mogli zostać tam, skąd pochodzimy. - To głos w Polsce kompletnie niesłyszany. Cały czas dyskutujemy o sobie, nie interesujemy się tym, czego oni potrzebują. Tu zaciera się różnica między litością a empatią. Jesteśmy dobrzy w litości, tylko nic z tego nie wynika. Oni nie chcą wyjeżdżać. Chrześcijanie na Wschodzie byli ludźmi, którzy wiedli względnie stabilne życie. Często mieli firmy, dominowali w takich profesjach jak prawo, medycyna. Ormianie byli świetnymi jubilerami, rzemieślnikami. W Libanie spotkałem człowieka, który miał jedną z największych firm handlowych w Mosulu. Wylądował gdzieś na przedmieściach Bejrutu, z całą rodziną. Czy ktoś naprawdę myśli, że taki człowiek marzy, żeby znaleźć się w Polsce, w obozie pod Ostrołęką, w lesie, i dostawać 1500 złotych miesięcznie od polskiego państwa? Albo nawet 600 euro od państwa niemieckiego? On chciałby wrócić do domu i odbudować swoje życie. - Zachód ucieka przed odpowiedzialnością?- Kiedy byłem w Libanie, dochodziły do mnie informacje, że w jordańskich obozach uchodźców brakowało pieniędzy na jedzenie. W Libanie na uchodźcę wypadało 7 euro pomocy tygodniowo. Najbardziej dramatyczne głosy to takie, że Unia w praktyce wspiera proces zanikania chrześcijaństwa na Bliskim Wschodzie - jak powiedział mi szef Ligi Syriackiej w Bejrucie. Unia Europejska w jego mniemaniu kontynuuje politykę Państwa Islamskiego. „Oni nas wyrzucają z domów, a wy nam dajecie paszporty” - mówił. - Jeden z Pana rozmówców przypomina, że natura nie lubi próżni i wróży, że zlaicyzowaną Europę czeka, możliwe że w niedalekiej przyszłości, islamizacja. Czy zgadza się Pan z taką opinią?- Wiem tylko, że w Europie prawo, kultura wciąż odnosi się do chrześcijańskiego dorobku, ale religia w wymiarze praktyk zanika. Ja się nie boję tego, że Europa będzie islamska. Martwię się o to, że za parę lat ten milion uchodźców, który już jest w Europie, obudzi się w blokowiskach na przedmieściach, w gettach tworzonych w okolicach Berlina, Paryża i Brukseli - i będziemy mieli armię bezrobotnych, sfrustrowanych, pozbawionych perspektyw ludzi, którzy będą bardzo zdenerwowani. - Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Czy ma Pan kontakt z bohaterami książki, myśli Pan o nich?- U nich święta są oczywiście dwa tygodnie później. Wiele z tych spotkań to były spotkania ulotne, jednorazowe. Zwłaszcza z uchodźcami. Nie wiem, co dziś dzieje się z moimi rozmówcami, którzy uciekli z Iraku, Syrii. Z innymi mam kontakt i oczywiście, że o nich myślę. To nie jest tak, że po takich spotkaniach człowiek otrzepuje się i idzie dalej. Tyle że te myśli nie są dziś Co w Panu zostało z tej podróży, czym mógłby się Pan podzielić?- Obecność ludzi, słowa, emocje, wzburzenie. Czasami wzruszenie, jak podczas spotkania z muzułmańską rodziną w południowej Turcji. Czekała mnie niespodzianka. Jak się okazało, rodzina była chrześcijańska do 1915 r., kiedy miało miejsce ludobójstwo Turków i Kurdów na Ormianach, Grekach i Asyryjczykach. Żeby zachować życie ich przodkowie, jak wielu innych, przeszli na islam. W tej rodzinie poznałem dziewczynę o imieniu Güzin. To tureckie imię. Güzin zauważyła, że jej babcia po przyjściu z nabożeństwa w meczecie wykonuje w domu znak krzyża. Zaczęła wypytywać. Gdy poznała historię, postanowiła się ochrzcić. Kilkanaście lat temu nie było to prostą rzeczą w Turcji. Dziś Güzin nazywa się Kristin, czyli „należąca do Chrystusa”. Takie imię przyjęła na chrzcie. Spotkanie w tym domu zapamiętam jako pełne serdeczności, ale równocześnie myślę, że byłem świadkiem dramatycznej chwili - ci ludzie konfrontowali się ze swoją tożsamością. Tego samego wieczoru dokonano zamachu na redakcję „Charlie Hebdo”. Ta wybuchowa emocjonalnie mieszanka zostanie we mnie na długo. ***Dariusz Rosiak(1962) - dziennikarz radiowy i prasowy. W Trójce prowadzi program „Raport o stanie świata”, współpracuje z redakcją publicystyki międzynarodowej Polskiego Radia. przez wiele lat był związany z „Rzeczpospolitą”, gdzie publikował w dodatku „Plus Minus”. Dziś prasowy „wolny strzelec”. Autor książek: „Oblicza Wielkiej Brytanii”, „Żar. Oddech Afryki”, „Człowiek o twardym karku. Historia księdza Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela” oraz „Wielka odmowa. Agent, filozof, antykomunista”. Jego najnowsza książka „Ziarno i krew. Podróż śladami bliskowschodnich chrześcijan” to zapis jego podróży śladem wschodnich chrześcijan. Pojechał tam, skąd pochodzą, i tam, dokąd uciekają. Do Turcji, Iraku, Libanu, Egiptu, Izraela, do Syryjczyków mieszkających w Szwecji. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne. Chyba każdy wczuwał się w postać uczestnika teleturnieju "Jeden z dziesięciu". Nie każdy jednak zdecydował się wystartować w kwalifikacjach. Może warto się przekonać, czy mielibyśmy szansę? Weźcie udział w naszym quizie! Foto: Materiały prasowe Tadeusz Sznuk w programie "Jeden z dziesięciu" Program "Jeden z dziesięciu" zadebiutował w polskiej telewizji w 1994 r. Od samego początku prowadzącym jest niezmiennie Tadeusz Sznuk Na przestrzeni lat niespełna kilkakrotnie dochodziło do sytuacji, w której nie zaliczono uczestnikom poprawnych odpowiedzi Najwyższy wynik, jaki osiągnięto w programie wyniósł 675 punktów Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onetu W zalewie informacji i rozrywki różnorakiej jakości jest jedna stała w polskiej telewizji. To program "Jeden z dziesięciu", który od lat prowadzi Tadeusz Sznuk. Nie da się ukryć, że teleturniej, który zadebiutował w Telewizji Polskiej w 1994 r., wciąż należy do jednego z najpopularniejszych. Bez zbędnych fajerwerków, bez zaskakujących lub szokujących scenografii. Po prostu wiedza i walka ze stresem. "Jeden z dziesięciu" wyróżnia się z pozoru nudną i niezwykle przewidywalną "fabułą", która jednak w rzeczywistości stanowi o jakości programu oraz zapewnia widzom emocje wcale nie mniejsze, aniżeli produkcje z gwiazdami w rolach głównych. Bez względu na zmieniającą się rzeczywistość, rozwój technologiczny oraz pojawianie się coraz to ciekawszych lub zadziwiających programów telewizyjnych, "Jeden z dziesięciu" przyciąga mnóstwo widzów. Zresztą, nie ma chyba osoby, która nie próbowałaby sama odpowiadać na pytania zadawane uczestnikom. I zapewne też mogliście od swoich najbliższych słyszeć zachęty, żeby zgłosić się do programu, skoro znacie tak wiele odpowiedzi na pytania. Może zatem warto się przetestować? Służymy pomocą! I zapraszamy do quizu z pytaniami z programu "Jeden z dziesięciu". Resztę artykułu znajdziesz pod materiałem wideo: Jeżeli samochód przejeżdża 1 km w minutę, to w ile sekund przejeżdża 100 m? 6 Następne pytanie 1000 m w 60 sek., czyli 100 m w 6 sek. W którym roku car Mikołaj II został zamordowany przez bolszewików? 1918 Następne pytanie Car Mikołaj II został zamordowany 17 lipca 1918 r. Koszykówka. Ile punktów zdobywa się za celny rzut osobisty do kosza z linii rzutów wolnych? 1 Następne pytanie Za celny rzut osobisty do kosza z linii rzutów wolnych zdobywa się 1 punkt. Jak nazywa się uznanie zagranicznego dyplomu lub tytułu naukowego za równoważny z krajowym? Nostryfikacja Następne pytanie Nostryfikacja to uznanie zagranicznego dyplomu lub tytułu naukowego za równoważny z krajowym. Jak nazywa się chorobliwy lęk przed ogniem? Arsonofobia Następne pytanie Arsonofobia to chorobliwy lęk przed ogniem. Jak nazywa się ścięgno łączące mięsień trójgłowy łydki z kością piętową? Ścięgno mięśnia krawieckiego Ścięgno Achillesa Następne pytanie Ścięgno łączące mięsień trójgłowy łydki z kością piętową to ścięgno Achillesa. Jaki skrótem odznacza się kwas deoksyrybonukleinowy? DNA Następne pytanie DNA to skrót kwasu deoksyrybonukleinowego. W której dziedzinie nauki rząd norweski ufundował nagrodę Abela? Matematyka Następne pytanie Nagroda Abela jest przyznawana w dziedzinie matematyki. Ile przyprostokątnych ma trójkąt równoboczny? żadnej Następne pytanie Trójkąt równoboczny nie ma żadnej przyprostokątnej. Ile wynosi cosinus 90 stopni? 0 Następne pytanie Cosinus 90 stopni wynosi 0. Satelitą, której planety jest Galatea? Neptun Następne pytanie Galatea jest satelitą Neptuna. Jaka jest najmniejsza liczba doskonała? 6 Następne pytanie 6 to najmniejsza liczba doskonała. Ile kręgów szyjnych liczy ludzki kręgosłup? 7 Następne pytanie Ludzki kręgosłup liczy 7 kręgów. Co znaczy łacińskie "primum non nocere"? W obecności lekarza nic nie szkodzi Przede wszystkim nie szkodzić Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, bo tylko dawka czyni truciznę Przede wszystkim nie szkodzić Następne pytanie "Primum non nocere" to "Przede wszystkim nie szkodzić". Rosjanin Popow i Włoch Marconi niezależnie od siebie są wynalazcami pewnego urządzenia, którego? Radia Następne pytanie Rosjanin Popow i Włoch Marconi są wynalazcami radia. Jakiego koloru był bajkowy kot Bonifacy? Czarnego Następne pytanie Bonifacy był czarnym kotem. Jak nazywany jest napiwek albo drobny datek na Bliskim Wschodzie i w północnej Afryce? Bakszysz Następne pytanie Bakszysz to napiwek albo drobny datek na Bliskim Wschodzie i w północnej Afryce. Ile par odnóży ma pszczoła? Trzy Następne pytanie Pszczoła ma trzy pary odnóży. Jak nazywa się terytorium państwa, otoczone ze wszystkich stron lądu terytorium innego państwa? Enklawa Następne pytanie Enklawa to terytorium państwa, otoczone ze wszystkich stron lądu terytorium innego państwa. W której branży wielki sukces odniosła pochodząca z Krakowa Helena Rubinstein - w branży komputerowej, filmowej, naftowej czy kosmetycznej? Kosmetycznej Następne pytanie Pochodząca z Krakowa Helena Rubinstein odniosła sukces w branży kosmetycznej. Co, oprócz buraków, jest podstawowym składnikiem ćwikły? Chrzan Następne pytanie Chrzan to podstawowy element ćwikły. Który amerykański polityk powiedział: jestem Berlińczykiem? Franklin Delano Roosevelt John F. Kennedy Następne pytanie John F. Kennedy powiedział: jestem Berlińczykiem. Które ptaki roznoszą pocztę w świecie Harry'ego Pottera bohatera książek Joanne Rowling? Sowy Następne pytanie Sowy roznoszą pocztę w świecie Harry'ego Pottera. Częścią, którego oceanu jest Morze Hebrydzkie? Atlantyku Następne pytanie Morze Hebrydzkie jest częścią Atlantyku. Która roślina jest symbolem Szkocji? Oset Następne pytanie Oset jest symbolem Szkocji. Miasto Stambuł nazywało się wcześniej Konstantynopol, a jak nazywało się to miasto w starożytności? Bizancjum Następne pytanie Bizancjum to wcześniejsza nazwa Stambułu. Jaki stopień wojskowy miał Michał Wołodyjowski w ostatniej części trylogii Sienkiewicza? Pułkownik Następne pytanie Wołodyjowski miał stopień pułkownika. Jak się nazywał rosyjski chemik, twórca układu okresowego pierwiastków? Dmitrij Mendelejew Następne pytanie Twórca układu okresowego pierwiastków to Dmitrij Mendelejew. Z czym samochodowy gaźnik miesza paliwo? Z powietrzem Następne pytanie Gaźnik miesza paliwo z powietrzem. Z której dynastii pochodził Bazyli II Bułgarobójca? macedońskiej Następne pytanie Bazyli II Bułgarobójca pochodził z dynastii macedońskiej. Twój wynik: Daleka droga do miliona Niestety chyba jednak nie dałbyś rady zdobyć rekordowej liczby punktów w "Jeden z dziesięciu". Ale nic straconego! Z nami uzupełnisz wiedzę, a potem na Plejadzie możesz odpocząć, czytając o świecie show-biznesu. Twój wynik: Całkiem nieźle, ale... Chociaż wynik jest przyzwoity, to jednak jeszcze nie masz szans na finał odcinka. Ale nic to! Od czego jest Plejada! Wypełnij ponownie quiz, a potem spróbuj szczęścia w programie! Twój wynik: "Jeden z dziesięciu" wzywa! Brawo! Naprawdę jesteśmy pod wrażeniem wiedzy! Możesz spokojnie zgłosić się do programu! A w ramach nagrody lub relaksu polecamy Plejadę, gdzie zawsze znajdziesz coś interesującego ze świata show-biznesu. Data utworzenia: 13 marca 2022 07:00 To również Cię zainteresuje Przed wyjazdem do Iranu, chłonęliśmy każdą dawkę informacji i wiedzy o tym kraju. Z przekazów turystów odnieśliśmy wrażenie, że obcokrajowcy w Iranie są non stop obdarowywani, zapraszani, obwożeni, a Irańczycy nie chcą przyjmować w zamian żadnych pieniędzy, argumentując, że przecież ‘’dear friend, you are my guest!’’. Rzadkością nie były też historie, gdy Irańczycy porzucali swoje codzienne obowiązki i jako najlepsi gospodarze wozili i pokazywali swój kraj turystom. Oczy mieliśmy szeroko otwarte ze zdumienia, zanim nie trafiliśmy na magiczne słowo na T – Ta’arof! Ta’arof to kwintesencja irańskiego savoir-vivre! To perskie słowo o arabskich korzeniach określa irańską sztukę etykiety, w której prawdziwe intencje nie kryją się w dosłownym przekazie, ale głębiej między wierszami. Irańska etykieta to zawiła sztuka wymagająca bez wątpienia minimum umiejętności, elokwencji, wyczucia oraz znajomości samych reguł. Ta’arof przejawia się w wszystkich sferach życia towarzystkiego. To zawiły system kurtuazyjnych zachowań, konwersacji, sztuki negocjacji, zwrotów grzecznościowych. To rodzaj subtelnej gry towarzyskiej, w którą trzeba wejść i płynąć wraz z nią. Dobrze jest poznać jej podstawy, by nie pogubić się, a zarazem zjednać sobie sympatię Irańczyków. Wykazując się zrozumieniem ta’arofu i okazaniem szczerych chęci, możemy zmienić nasze postrzeganie w oczach Irańczyków, przejść na wyższy stopień zażyłości znajomości. Z przeciętnego turyściaka z aparatem na szyi, możemy zacząć być postrzegani jako godni partnerzy do rozmów i towarzysze spotkań! Bez znajomości ta’arofu, turysta z obcego kraju (charedżi) nieświadomie narobi sobie obciachu. Nie uchroni się przed popełnianiem gaf i na pewno nie zaskarbi sobie serca Irańczyków. Nie uczestnicząc w tej grze, w ocenie Irańczyków zostaniemy odebrani jako kompletni ignoranci. Może to też w konsekwencji przekreślić nasze szanse na ciekawą znajomość z lokalsami. W praktyce ta’arof może zadziwić, a jego przerysowane formy sprawiają, że czasem łatwo się pogubić, co tak naprawdę autor miał na myśli. Ta’arof jest tak głęboko zakorzeniony w irańskiego kulturze, że w imię tych zasad, Irańczycy mogą czasem dziękować, kiedy rzeczywiście są chętni coś przyjąć, wyrażać emocje, które nie końca czują, zapraszać, gdy może niekoniecznie tego dnia leży to po ich myśli. Wynika to z ogromnej gościnności, którą wyróżniają się wybitnie na tle innych nacji. Irańczyk choćby miał nieposprzątane w domu, coś na gwałt do załatwienia na mieście, światło w lodówce, nie powstrzyma go to przed zaoferowaniem swojej pomocy czy zaproponowaniem wspólnego spędzenia czasu. Mimo to, że sporo wiedzy i relacji podróżników przyswoiliśmy sobie przed wylotem, jednak dopiero na miejscu wszystko zaczęło nam się układać w całość. Ta’arof dogonił nas szybciej niż się tego spodziewaliśmy. Pierwsze dni i interakcje z ludźmi dały nam ogrom pozytywnych przeżyć i pierwsze lekcje ta’arofu. Na każdym kroku witały nas szczerze uśmiechy, miłe słowa i prawdziwe ludzkie zainteresowanie drugą osobą. Odkryliśmy, jak ta’arof jest przyjemny. Zachwyciliśmy się i trochę zachłysnęliśmy, bo my takiego czegoś w Europie nie znamy! Jest to ewenement obyczajowy na skalę światową! Otrzymywane komplementy, mimo że były czasem tak nadwyraz przerysowane, autentycznie nas cieszyły. Oni w każdej osobie widzą coś, co im się podoba. Mnie najbardziej radowały docenienia wtopienia się w ich kulturę strojem. Nie zawsze szło jak po maśle, czasami sami łapaliśmy się za głowę, jakie są ich intencje. Bobu zadała nam komunikacja pisana, którą jest o niebo trudniej rozgryźć. Ta’arof przez whatsapp to czasem niezły orzech do zgryzienia. Miałam jedną sytuację, kiedy starałam umówić się z Iranką na kawę, po kilku bezskuretnyczh próbach osiągnięcia kompromisu, wywiesiłam białą flagę. Irańczycy pływają w ta’arofie jak ryby w wodzie. To ich chleb powszedni i wszyscy wiedzą, że to barwna kurtuazja, która przyjmuje niekiedy bardzo niebotyczne formy. O niektórych można wręcz powiedzieć, że są uzależnieni od ta’arofu (my podczas naszego wyjazdu mieliśmy okazję poznać taką osobę, szybko ją rozpracowaliśmy i przyjęliśmy jej styl komunikacji, komplementy sypały się od rana do nocy). W ta’arofie trochę chodzi o to, by zgrabnie poodbijać towarzyską piłeczkę między sobą. To czasem po prostu musi się wydarzyć. Jak przysłowiowa przepychanka między dżentelmenami, który z nich wejdzie pierwszy do windy. Zgrabnie podsumował to zjawisko nasz zaprzyjaźniony Irańczyk: ‘’They say it, but they don’t mean it’’. Każdego dnia naszej podróży ta’arof przejawiał się w różnych formach. Przechadzając się ulicami, gdy tylko spotkał się kontakt wzrokowy, byliśmy subtelnie zaczepiani i zaraz nawiązywała się krótka grzecznościowa rozmowa. Napotkane osoby były ciekawe naszego pochodzenia, celu naszej podróży, odczuć i wrażeń. Wielokrotnie po takiej wymianie zdań, z ust Irańczyków padały deklaracje chęci pomocy, organizacji czasu, rad, co zobaczyć itp (pachnie czystym taarofem). Na koniec rozmowę często wieńczyło wspólne zdjęcie. Muszę przyznać, że były to zawsze tak ciepłe i przyjazne sceny, że ten zwyczaj przypadł nam do gustu. W metrze, czy to w damskim czy w męskim wagonie zawsze spieszono, by nam ustąpić miejsce. Gdy weszłam do damskiego wagonu w Teheranie, rząd studentek wnet się zebrał ku sobie, by zrobić miejsca dla uradowanej twarzy Europejki. To samo doświadczał Dawid wstępując do mieszanego, a w praktyce męskiego wagonu, gdzie starszy pan gotowy był oddać mu swoje miejsce. Dawid stanowczo z nim ta’arofawł, aż za trzecim razem pan dał za wygraną. W takich drobnych gestach tkwi cały sęk tego ambarasu! Im bardziej się z kimś zakolegowaliśmy, wchodziliśmy w kolejne stadia wtajemniczenia tej sztuki, a dokładnie sztukę prowadzenia negocjacji. Przykładowo, nocując u Irańczyków poznanych poprzez couchsurfing, zawsze staraliśmy się o jakiś godny rewanż, co czasem nie było takie łatwe. Jednego z naszych gospodarzy zaprosiliśmy na obiad. Utarczka, kto zapłaci za pyszne kanapki z owocami morza, otarła się o zabieranie przez nas terminala płatniczego przed naszym gospodarzem. Sami widzicie, trzeba być naprawdę stanowczym i konsekwentnym, by nie ulec. Innym sposobem jest próba oko za oko, ta’arof za ta’arof. Nasz Irańczyk, co prawda dał za wygraną z rachunkiem w knajpie, ale za to uparcie i mimo spóźnienia się do pracy, odwiózł nas na lotnisko, odprowadził pod same bramki i na koniec wręczył po upominku. Ja dostałam typową kobiecą maskę, a Dawid muszelkę. Potyczki z ta’arofem nie mają końca 🙂 Gra ciągle trwa. Ta’arof to także sztuka pięknych i barwnych komplementów. Irańczycy prześcigają się kreatywności i powiedziałabym poetyzowaniu pochwał. Oni po prostu uwielbiają schlebiać. Takiego kwiecistego i wyszukanego komplementu nie wolno wyłącznie uciąć krótkim merci! W dobrym tonie, byłoby także zauważyć jakąś nobliwą cechę naszego schlebiającego i także oddając wodzy swojej ekspresji, w odpowiedź wpleść komplement. Dla podpowiedzi, Irańczycy uwielbiają estetykę kwiatów i ptaszków, a już najbardziej słowików. To zawsze zda egzamin w barwnych metaforach. Komplementów możecie się spodziewać zawsze, o każdej porze. Przytoczę krótką sytuację z naszej wycieczki samochodem (peugeot 405 oczywiście!), kiedy zapytałam naszego przecudownego kierowcę przewodnika, o wszechobecność portretów ajatollachów. Przewodnik w pełni się uśmiechnął do lusterka i spojrzał w stronę Dawida i rzekł: ‘’Ileż ja turystów wożę, a jeszcze nikt nie zadał mi tak mądrego pytania!!! Mister David, jesteś przeszczęśliwym człowiekiem, że wybrałeś sobie tak mądrą kobietę na swoją partnerkę!’’. Potem dopiero padła odpowiedź na moje pytanie 🙂 Nie zdarzyły nam się natomiast sytuacje, o których czytaliśmy przed wyjazdem. Może dlatego, że byliśmy świadomi, by w razie ich kwiecistych deklaracji i upewniania, że chcą nam coś podarować czy zaprosić, wchodzimy w ta’arof i barwnie acz stanowczo nalegamy, by za daną usługę zapłacić, nie dopuściliśmy do takich okoliczności. Korzystając w taksówek, za każdym razem słyszeliśmy cenę za nasz przejazd i nikt nie rozpoczynał gry na T. W sklepach, na bazarze czy w restauracji, także byliśmy traktowani bardzo uprzejmie, ale wciąż przede wszystkim jako klienci, a nie goście czy przyjaciele. Przyznaję jednak, że wręczanie napiwku to czasem okupione jest wysiłkiem i wymaga trochę przemyślanej strategii. Najlepiej mieć gotówkę już wcześniej przygotowaną. Oprócz tego kilka solidnych argumentów, dlaczego powinien ten wyraz naszego szacunku przyjąć. Po wzgrygnięciach i zapieraniu się rękami, udawało nam się wręczyć napiwek. Odnieśliśmy wrażenie, że w takich typowych sytuacjach z turystami, Irańczycy chowają już ta’arof do kieszeni. Być może wynika, to z ich nieprzyjemnych doświadczeń, kiedy nieświadomi turyści swoim niezrozumieniem zasad, wpędzali Irańczyków w niezręczność, a co gorsza pokrywanie rachunków turystów. Myślę, że zrozumieli, że gra na T z turystami im w żaden nomen omen sposób nie popłaca. Wpływ na powściągnięcie swoich szczodrych gestów, może mieć też niestabilna gospodarka i tracący na wartości irański rial. Wielu z Irańczyków, mimo szczerych chęci kontaktu z obcokrajowcami, może nie być w stanie ich aktualnie ugościć. Dobrym zimnym prysznicem jest wysłuchanie, jak wyglądają tam średnie zarobki. Aktualnie średnie wynagrodzenie miesięczne to równowartość około 100 dolarów. Bieżąca sytuacja ekonomiczna ogromnie odbija się na życiu Irańczyków. Dla wielu jest to codzienna walka o byt. Bez naszej zapłaty za ich świadczone usługi i pracę, możemy ich wpędzić w poważne finansowe problemy. Będąc uległym wobec ich ta’arofu, nie tylko okażemy się prostakami, ale możemy też zatrząść ich budżetem domowym. Z naszej wojaży wynieśliśmy jeszcze jedno spostrzeżenie. Zaobserwowaliśmy wśród młodego pokolenia dość duży dystans do Ta’arofu. Bez skrupułów opowiadali nam, że dla nich jest to sztuczne i nie podążają tymi zasadami. Mimo iż ich rodzice przykładają do niego dużą wagę, oni w kontrze nie podejmują takich nawyków. Taki kontrast zauważyliśmy, spędzając cały dzień z Irańską rodziną w ich domu. Oferując swoją pomoc przy nakrywanie do dywanu, przez mamę gospodynię zostałam szybko spacyfikowana. Zaś jej córka, od razu bezpośrednio ze mną zripostowała i przyznała, że ona nie ma nic przeciwko takiej pomocy i pokaże mi, w czym mogę pomóc. To co chciałam w tym krótkim felietonie Wam przekazać, to komunikat, że mimo przyjemnych uczuć i wrażeń, jacy jesteśmy wyjątkowi, że każdy tam chce z nami spędzić czas, zawsze parokrotnie upewnijmy się i starajmy się wyczuć ich prawdziwe intencje. Oczywiście realne i prawdopodobne jest, że być może jesteśmy szczerze zapraszani. Jednak czasem lepiej grzecznie odmówić, niż głowić się, czy nie zadaliśmy komuś niepotrzebnego kłopotu. My wchodząc całym sobą w ta’arof, mieliśmy szansę wejść z nimi w szczere relacje, spędzić niesamowity czas razem. Zyskaliśmy nowe wierne grono znajomych. Kończę, żeby zadzwonić do naszego Irańczyka, by go trochę przytaarofować 🙂 Kilka porad, jak poradzić sobie z ta’arofem: Uśmiech zawsze pomaga,Jak najwięcej szczerych komplementów,Trzeba się trochę otworzyć na ludzi, nie bać się, ośmielić,W negocjacjach, pozostawać stanowczym, po 2-3 rundach dojdzie zapłaty czy wręczenia napiwku,Podczas zaproszeń, staraj się wybadać czy intencje rozmówcy są rzeczywiście spójneOdwiedziny w domu – jak drobny podarunek zawsze sprawdzą się pudełka ciastek, komplement dla gospodyni odnośnie jej kuchni i wystroju domu,asertywność! W maju na rynkach rządzi geopolityka. Na pierwszym planie zdecydowanie znajduje się konflikt handlowy, ale coraz goręcej jest także wokół Iranu. To sprawia, że pomimo obaw o światowy wzrost gospodarczy ceny ropy (WTI: + News, Brent: News) pozostają wysokie. Relacje pomiędzy USA a Iranem są napięte od ubiegłego roku, kiedy Biały Dom wycofał się z porozumienia nuklearnego i zaczął nakłaniać inne kraje do wstrzymania się od importu irańskiej ropy. Eskalacja tego napięcia nastąpiła jednak w ostatnich dniach, kiedy prezydent Trump zapowiedział w jednym ze swoich tweetów, że jakikolwiek konflikt zbrojny byłby "oficjalnym końcem Iranu". Bardzo gorąco jest też na linii Iran - Arabia Saudyjska. Arabowie oskarżyli wspierane przez Iran bojówki o wystrzeliwanie rakiet w kierunku Mekki, co ma podważyć bezpieczeństwo w czasie pielgrzymek w okresie Ramadanu. Wcześniej doszło do ataków na saudyjskie tankowce i o ich zorganizowanie również oskarżono Iran. Na ten moment nie można mieć pewności, w jaki sposób ta presja zostanie rozładowana. Napięcie eskaluje i z rynkowego punktu widzenia ryzykiem numer jeden jest mniej lub bardziej przypadkowe spięcie militarne, które może doprowadzić do wstrzymania dostaw ropy przez Cieśninę Ormuz. W konsekwencji ceny ropy pozostają wysokie - baryłka gatunku Brent kosztuje powyżej 70 dolarów, pomimo obaw o światowy wzrost gospodarczy oraz mocnego dolara. Wtórnym efektem jest wzrost kosztów importu ropy dla wielu krajów, co dodatkowo nie pomoże perspektywom koniunktury gospodarczej. W tle decyzji o cłach na linii USA - Chiny pojawiają się także pomniejsze szturchnięcia, które łącznie jednak mogą mieć bardzo daleko idące konsekwencje. Wczoraj wiadomością dnia była decyzja Google o wstrzymaniu części współpracy biznesowej z Huawei, co może być kłopotliwe dla użytkowników telefonów chińskiej firmy. Pekin jeszcze nie odpowiedział bezpośrednio, ale szef koncernu oznajmił, iż jest on przygotowany na szereg retorsji ze strony USA i jego zdaniem "konflikt z USA wcześniej czy później jest nieunikniony, zaś za kilka lat nikt nie będzie w stanie rywalizować z Chinami w technologii 5G". Tymczasem spekuluje się, że Chiny mogłyby zdecydować się na zakaz eksportu do USA metali ziem rzadkich, których wydobycie - ze względu na koszty i konsekwencje środowiskowe - na przestrzeni lat przenosiło się do Państwa Środka. Oczywiście ucierpieliby na tym chińscy producenci, ale zakłócenie procesów produkcyjnych w USA mogłoby mieć poważniejsze konsekwencje. W dzisiejszym kalendarzu krajowe dane z rynku pracy (10:00), zamówienia w Wielkiej Brytanii (10:30) oraz sprzedaż domów w USA (16:00). Nie są to dane, które miałyby przesądzić o kierunku dla rynków, dlatego istotniejsze będą kwestie geopolityczne. O 9:25 euro kosztuje 4,3030 złotego, dolar 3,8585 złotego, frank 3,8186 złotego, zaś funt 4,8977 złotego. (dr Przemysław Kwiecień - XTB) źródło : << Aktualności

napiwek na bliskim wschodzie